Od dawna wyprawy wysokogórskie budzą dużo emocji, ale również kontrowersji – bo czy ojciec rodziny, który dla własnych, trudnych do zrozumienia potrzeb, pozostawia bliskich na dole i ryzykując życie włazi na jakiś szczyt nie jest egoistą? Czy pasją, miłością do gór można tłumaczyć poświęcenie bliskich, którzy czekają za każdym razem wierząc, że wróci szczęśliwie?
A jak to jest z żeglarzami? Jakie pobudki pchają ludzi na morze? Co sprawia, że wydajemy wszystkie pieniądze na sprzęt, ubrania, wyprawy, rejsy, a kiedy nie jesteśmy na wodzie to planujemy kolejne rejsy lub wspominamy te zakończone?
Czy żeglarz jest bohaterem, który stawia czoła żywiołom, dumnie przemierza świat na swoim okręcie, potrafi okiełznać wiatr i fale by powrócić do portu w chwale? A może to człowiek, który nie radzi sobie na lądzie, nie umie ułożyć sobie życia, stworzyć rodziny, utrzymać relacji? I ucieka na morze udając, że będzie zdobywał świat?
To zależy. Jak to w życiu, każdy z nas jest inny, ma inny charakter, potrzeby, możliwości i cele. Dokładnie tak samo jest w żeglarstwie – znam ludzi, którzy poświęcili wszystko dla żeglarstwa. Mówią wtedy: żyjemy by żeglować! Ale znam również ludzi – sam jestem jednym z nich – którzy świadomie rezygnują z dalekich wypraw i nie podejmują zbędnego ryzyka by być tu, na lądzie, z rodziną. Marzymy o podróżach, odkrywaniu świata i sławie zdobywców, ale wybieramy normalne, nudne życie szczura lądowego. Dlaczego? Czy to strach przed niebezpieczeństwem czy troska o bliskich? A może jedno i drugie?
Świat zapamięta tylko tych śmiałków, którzy sięgną po najwyższe, najtrudniejsze, niezdobyte. To o nich będziemy uczyć się na lekcjach historii, czytać książki i nazywać ich imionami ulice czy właśnie jachty. Ale świat potrzebuje również zaplecza – czyli nas, tych którzy w cieniu, ale wykonują kawał dobrej roboty, tworząc grunt dla tych nielicznych.
Kto zatem jest ważniejszy?
Od ponad pół tysiąca lat cały świat wysławia Krzysztofa Kolumba jako odkrywcę Ameryki, a tymczasem ostatnio okazuje się, że nie był to ani geniusz ani wielki odkrywca. Mówi się, że nie znał się na matematyce, myślał, że płynie do Indii, w Ameryce nie postawił nawet stopy i do tego był okrutny. Ale to właśnie on potrafił zorganizować pieniądze na wyprawę, pokierować przedsięwzięciem i odkryć nieznane lądy. Jak mówił Steve Jobs – są wybitni muzycy i są dyrygenci. Każdy z nich odgrywa ważną rolę. Orkiestra nie zagra bez dyrygenta. Ale sam dyrygent na nic się zda bez orkiestry.
Zatem wracając do tematu – kim jest żeglarz? Bohaterem czy tchórzem? Myślę, że ani tym ani tym. Nie to stanowi o bohaterstwie czy ktoś żegluje czy wspina się w górach albo jest księgowym. Moim zdaniem bohaterstwo to wzięcie odpowiedzialności za świat, nawet ten mały, malutki, który bezpośrednio nas otacza. To segregacja śmieci, wychowywanie dzieci, pomaganie innym, bycie życzliwym. To poświęcenie każdego dnia w imię lepszego świata czyni z nas bohaterów.
Można być żeglarzem złym człowiekiem i szczurem lądowym o wielkim sercu. Można żeglować i przekazywać pasję kolejnym pokoleniom, wychowywać następców swoim życiem dając przykład, ale można też być nauczycielem w szkole, bez powołania i pasji, który zepsuje przyszłych odkrywców.
A więc jak jest? Jest różnie. A my każdego dnia żeglujemy po tym naszym świecie robiąc rzeczy fajne i mniej fajne, nudne i zwykłe lub spektakularne. Pytanie tylko jak nasze życie zmienia otaczający nas świat – czy czyni go lepszym i ciekawszym?