Jachty stojące na brzegu pod plandekami i długie wieczory to nieomylny znak, że kolejny sezon żeglarski mamy już za sobą. Ale, ale! Przecież jeszcze na koniec sezonu pozostał kultowy już rejs – Listopadowe Harpagany na Zawiszy Czarnym. Do Gdyni wyruszyliśmy w czwartek wczesnym rankiem. Wszyscy trochę niewyspani, ale niecierpliwie wyczekujący na moment, w którym pojawi się port w Gdyni i znajoma sylwetka Zawiasa.
Pamiętając zeszłoroczny rejs i sztorm na Bałtyku, który pokrzyżował nam plany dotarcia na Bornholm, uważnie śledziliśmy prognozy. Nie wyglądało to najgorzej – w zasadzie prawie bezwietrznie – ale to nic. Na silniku, ale Bornholm zdobędziemy!
Po dotarciu do portu w Gdyni szybko okrętujemy się na Zawiszę. Część załogi jest już na miejscu, sporo nowych żeglarzy, ale są też znajome twarze. Po przywitaniu w obrębie wacht przeprowadzamy szkolenie. Omawiamy zadania jakie czekają każdą z wacht zarówno podczas manewrów portowych jak i podczas alarmu do żagli. Teoria teorią, ale prócz tego każda z wacht stawia, zrzuca i pięknie klaruje te żagle, które będą pod jej opieką:
- wachta I Krzyśka Pakuły – kliwer, bomkliwer, latacz;
- wachta II Szczepana – sztafok, bryfok, fok;
- wachta III Obelixa – grotsztaksel, grot;
- wachta IV niżej podpisanego – bezansztaksel, bezan.
Po szkoleniu przywitanie z kapitanem Kaukazem i z załogą stałą. Chwilę później – nareszcie – alarm manewrowy i około 1600 oddajemy cumy. Kurs na Bornholm! Pierwsza noc na Zawiszy przebiega spokojnie. Trochę gitary i śpiewów, trochę herbaty… Piątek przynosi coraz bardziej tężejący wiatr i większą falę. Nie wszyscy znoszą to dobrze, ale wszyscy dzielnie! Stawiamy żagle – każda z wacht swojego sztaksla. Siła wiatru w pewnym momencie rośnie do 7-8° B. Ale jest fajnie! Na horyzoncie pojawia się ląd. Tak, to on. Bornholm, zaklęty Bornholm. Widać już Nexo – port w którym staniemy na noc. Zrzucamy sztaksle i stawiamy wielkiego bryfoka z harcerską lilijką. Niech w Nexo widzą, że zaszczyci ich wizytą harcerski żaglowiec Zawisza Czarny.
W porcie cumujemy już po ciemku. Nie jest łatwo, bo cholernie ciasno ale udaje się bez pudła. Jeszcze tylko przestawienie się na cumach do mniejszego basenu i można spokojnie odpocząć. Część załogi wychodzi na krótki rekonesans, ale bez szaleństw bo na 2100 zapowiedziana jest część artystyczna, czyli koncert Kaukaza w kubryku – tego nie wolno przegapić. Jak to jest, że tak znane kawałki, których czasami już nie mamy chęci słuchać, tu w kubryku Zawiasa, śpiewane przez Andrzeja brzmią zupełnie inaczej, tak że trudno się od nich oderwać? To niesamowite, zimna listopadowa noc, Zawisza oświetlony przez księżyc w pełni i szanty w kubryku…
Wczesnym rankiem w sobotę ruszamy w drogę powrotną do Gdyni. Ciasno, ale udaje się wyprowadzić żaglowiec z portu. Codzienność na Zawiszy – obieranie ziemniaków, sprzątanie rejonów, szorowanie pokładu – wszystko z uśmiechem na twarzy.Jak wytłumaczyć, że te czynności w domu nie wywołują u nas takiej wesołości? To pewnie przez morskie powietrze… Nocne wachty nawigacyjne – coś co lubimy najbardziej. Mają w sobie coś niesamowitego. Światła latarni morskich – tu Stilo, a tam Rozewie. Światła statków – coś na lewym trawersie – w którą stronę płynie? Czy to dziób czy rufa? Czy widać go na radarze? Czy ma AIS?
W niedzielę rano widzimy już port w Gdyni. Alarm do ostatniego manewru i podchodzimy do nabrzeża. Zacieśniona cyrkulacja i jak w masło stajemy burtą przy kei. Cumy obłożone, trap opuszczony, prąd podpięty. Sprawnie pakujemy się i sprzątamy żaglowiec, który przez ostatnie cztery dni był naszym domem. Na koniec tradycyjnie cała załoga zbiera się na rufie, gdzie zostają rozdane opinie z rejsu. Pozostaje tylko pożegnać się, wymienić numerami telefonów i adresami mailowymi i w drogę do Warszawy.
Jak zwykle było super. Z jednej strony tylko cztery dni, ale z drugiej jakie intensywne i jak można było się oderwać od szarej codzienności. Za rok widzimy się znowu z zawiszowymi recydywistami oraz z nowymi kandydatami na Zawiszaków.
Do zobaczenia za rok!
Oficer IV wachty –Bartek Bajewski