Wywiad przeprowadzony przez Karolinę Kaczmarek z Rafałem Moszczyńskim po powrocie do kraju, kilka dni po tym jak dotarła do nas informacja o przerwaniu samotnego rejsu dookoła świata.
Karolina Kaczmarek: Co się stało, że podjąłeś decyzję o przerwaniu rejsu i spłynięciu do portu Stornoway po 8 dniach żeglugi? Czy było więcej powodów, które się nałożyły, czy jedna konkretna awaria?
Rafał Moszczyński: Bezpośrednią przyczyną przerwania rejsu była niestabilna praca autopilota w trudnych warunkach. W całym pakiecie NKE, producenta autopilota, mieliśmy zagwarantowany pakiet serwisowy wszystkich głównych podzespołów. Była to inicjatywa producenta, która podparta była wieloletnimi doświadczeniami w takich rejsach. Niestety, niefortunny zbieg okoliczności, między innymi okres długiego weekendu spowodował, że części utknęły w sortowni w Szczecinie i nie udało się ich odebrać na czas. Można było poczekać i ruszyć później, ale olbrzymia presja otoczenia, dobre warunki pogodowe na najbliższe dni i całe przygotowania Sztormu przeważyły i ruszyłem zgodnie z planem ale bez zapasowych części.
Karolina Kaczmarek: Co czułeś w chwili przerwania rejsu?
Rafał Moszczyński: Jednym z elementów samotnej żeglugi jest ‘głowa” skippera. Gonitwa myśli jest tak ogromna, że trudno to opisać i nad tym zapanować. To bardzo złożony proces, żyjesz projektem przez długi czas, łódka ulega awarii i stajesz przed wyborem – wracać bezpiecznie do portu z poczuciem porażki, czy narażać życie i płynąć dalej na niesprawnej łódce. Od podjęcia tej decyzji do chwili wejścia do portu w Stornoway towarzyszyły mi bardzo ambiwalentne uczucia, ale jeśli miałbym wybrać i wszystko sprowadzić do jednego to chyba byłoby to dojmujące rozczarowanie.
Karolina Kaczmarek: Z informacji przekazywanych na ląd wynikało, że głównym powodem przerwania rejsu jest awaria autopilota – czy nie dało się tego naprawić i płynąć dalej? Czy miałeś odpowiednie wsparcie brzegowe, które zdiagnozowałoby błędy autopilota i pomogło w naprawie?
Rafał Moszczyński: Dzięki partnerowi rejsu – telewizji TOYA z Łodzi miałem pełną, ciągłą komunikację satelitarną. Od momentu, w którym zaczęły się kłopoty z autopilotem byłem w stałym kontakcie z zespołem brzegowym i ekipą techniczną stoczni Caravela. Skonsultowałem zasadnicze funkcje z Piotrem Chilareckim, informatykiem odpowiedzialnym z ramienia Stoczni za NKE. Zrobiliśmy wszystko co było możliwe, ale trzeba mieć świadomość, że autopilot to skomplikowane wielomodułowe urządzenie z pogranicza hydrauliki, elektryki i elektroniki i wychwycenie co mu dolega jest czasami kwestią przypadku lub pełnej diagnostyki serwisowej.
Karolina Kaczmarek: Wiele osób obserwujących tracking Wojownika, po zauważeniu Twoich zwrotów i skierowanie się w stronę wyspy miało nadzieję, że jedynie schronisz się, bez wchodzenia do portu, aby dać sobie i ekipie brzegowej czas na próbę naprawy autopilota? Większość osób ma niedosyt i nie rozumie, dlaczego tak szybko zdecydowałeś się na przerwanie rejsu, dlaczego nie kontynuowałeś prób naprawienia?
Rafał Moszczyński: Mam świadomość, że bardzo wiele osób trzymało za mnie kciuki, obserwowało tracking i że czuje się zawiedzione, a co istotne nie rozumie podjętej decyzji. W dość trudnych warunkach na wysokości Hebrydów, pierwotnie zacząłem wracać, żeby schować się pod wyspą i na spokojniejszej i równej wodzie powalczyć z autopilotem. Autopilot to kluczowe dla samotnej żeglugi urządzenie, jak zaczyna zawodzić, zapala się w głowie lampka i już nie myślisz o niczym innym jak tylko kiedy pokieruje łódkę nie tam gdzie powinien. Dwa niekontrolowane zwroty przez rufę przy nie najgorszych warunkach, przyspieszyły podejmowanie decyzji. Jest duża fala, grot zarefowany na bomie, całość pozapinana szotami i kontraszotami, baksztagi napięte na maxa i w tym wszystkim siłownik dochodzi do skrajni, łódka łapie rotację, bom z żaglem próbuje urwać wszystko co stanie mu na drodze i w konsekwencji lądujemy na drugim halsie, przyklejeni do wody z dużym przechyłem. Trzeba w ciemności wspiąć się od góry kokpitu, poodpinać wszystko, łącznie z siłownikiem autopilota, ponieważ sprzęgło wyłączyło pompę i samoster wszedł w tryb awaryjny, spróbować zrobić zwrot na właściwy hals, ustawić kurs i powoli ruszyć, żeby nie stanowić przeszkody dla wiatru i fal. To oczywiście codzienność na jachcie, ale bez autopilota w mojej ocenie zbyt ryzykowna.
Karolina Kaczmarek: Jak w dniu dzisiejszym oceniasz przygotowania siebie i jachtu przed startem rejsu?
Rafał Moszczyński: Dzisiaj głównie próbuję wrócić do codzienności i nie zwariować. Tak ogólnie to Człowiek i Jacht były z grubsza przygotowane dobrze, spotkaliśmy się w ścisłym gronie zespołu brzegowego i oceniliśmy sytuację. Oczywiście, jakieś drobne poprawki nasuwają się zawsze, ale nie miały one wpływu na bezpieczeństwo rejsu i jego sukces lub porażkę. Moja dusza regatowa wzięła górę przy zamawianiu grota, rozbudowana głowica przysparzała więcej problemów niż korzyści, ale taką chciałem i pewnie dałbym radę opłynąć świat, bo to tylko pewna niewygoda. Żagle Firmy Sail Service, to produkt najwyższej jakości i będą jeszcze długo służyły bezawaryjnie na Wojowniku. Bardzo zadowolony jestem z samej łódki, jest wytrzymała, szybka i daje poczucie bezpieczeństwa, takielunek wykonał Mast System i mimo, iż mocno go przetestowałem, wyszedł z tej przygody bez najmniejszych strat. W sumie wszystko sprowadza się do jednej, ogólnej konkluzji – z wielu powodów, bo to i budżet ograniczony i awaria silnika pompy NKE i ograniczenia technologiczne w procesie budowy i okuwania jachtu i wiele jeszcze innych czynników zdecydowało, że łódka za mało wypływała godzin testowych na Bałtyku.
Karolina Kaczmarek: Gdybyś mógł dziś cofnąć się w czasie i podjąć inną decyzję/coś zmienić – co by to było?
Rafał Moszczyński: Ktoś z brzegu zaproponował, żebym wystartował za rok i wykorzystał na testy cały przyszły sezon. W obliczu całego projektu, zaangażowanych Partnerów, stresu mojego i najbliższych, czy pracy zawodowej, uznałem tę sugestię za niemożliwą do zrealizowania. Dzisiaj bym się na tym zastanowił.
Karolina Kaczmarek: Jak inaczej przygotowałbyś jacht?
Rafał Moszczyński: Przede wszystkim więcej testów, zmieniłbym głowicę grota, dołożył kontrafały do refów przy maszcie, refowałem grota authoolami i musiałem wyjść do masztu, żeby zapiąć róg halsowy do bomu. Pewnie dołożyłbym drugą stację wiatrową na maszcie, z dłuższym wytykiem, żeby mieć możliwość większej diagnostyki układu w obliczu takiej awarii jaka mnie spotkała i oczywiście koniecznie zabrać części zapasowe autopilota. Jak widać wiele tego nie ma i raczej drobiazgi, z wyjątkiem testów.
Karolina Kaczmarek: Czy czujesz, że byłeś przygotowany psychicznie i fizycznie na warunki, jakie zastałeś na Bałtyku, Morzu Północnym, Atlantyku?
Rafał Moszczyński: W tym zakresie nic mnie nie zaskoczyło, choć pływanie w ciasnych, zatłoczonych akwenach nocą w blasku tabletu, laptopa i w śpiworze ze sterownikiem autopilota w ręku, korygując kurs o stopień lub dwa i mijając o kilka kabli skały z jednej strony a jakiś kontenerowiec z drugiej, nie wychodząc na zewnątrz, to ciekawe doświadczenie, zupełnie mi nieznane. Ale było to jeszcze w chwili, kiedy miałem niezachwianą wiarę w autopilota i wiatr w plecy. Gdybym miał choć cień wątpliwości w stuprocentową niezawodność w takich warunkach chyba bym osiwiał.
Karolina Kaczmarek: Wielokrotnie podkreślałeś, że opłynięcie świata to jedno z Twoich głównych marzeń. Jak do tego podchodzisz dziś? Czy przerwanie rejsu oceniasz jako porażkę, czy raczej etap turbulencji i doświadczeń, które pomogą Ci w przyszłości lepiej się przygotować do wyzwań sobie stawianych?
Rafał Moszczyński: Staram się nie oceniać całej sytuacji jako porażki, mam tak ogromne wsparcie wśród osób, które śledziły moje przygotowania i rejs, które mi to ułatwia. Marzenia pozostają, mam dobrą łódkę, jestem w dobrej formie fizycznej, kto mnie zna to wie, że to tylko kwestia czasu jak wytyczę nowe cele, choć podchodzę do tych planów ze spokojem, to dopiero kilka dni jak wróciłem do nowej, starej rzeczywistości.
Karolina Kaczmarek: Czy planujesz kontynuację projektu samotnego rejsu dookoła świata, w tej lub innej formie? Wiesz, tyle przygotowań, czasu poświęconego, pieniędzy, zaangażowania Twojego i całego zespołu. Czy porzucasz pomysł czy raczej odraczasz, jak do tego podchodzisz? Co planujesz?
Rafał Moszczyński: Planów jeszcze nie ma, musimy na wiosnę sprowadzić łódkę na Bałtyk, ustalić, co dolega autopilotowi i popływać w regatach. Z rejsem solononstop jest taki kłopot, że trwa kilka miesięcy. Trzeba zaplanować życie rodzinne, zawodowe i wiele jeszcze innych aktywności. Czasami uda się wszystko pozapinać i ruszyć w drogę, ale też trzeba wiedzieć gdzie jest granica, żeby jej nie przekroczyć i żeby było dokąd wracać po rejsie, mam tu na myśli dom i pracę zawodową. Nie chciałbym nadużyć zaufania, którym mnie obdarzono, a to dla mnie bardzo ważny aspekt tego projektu. Wszystko było przygotowane pod tę jedną próbę. Jak udowodniła Asia Pajkowska, wszystkie przeszkody można pokonać cierpliwością, trwa to kilka czy nawet kilkanaście lat, ale warto czekać, ja tez wierzę, że mój czas jeszcze nadejdzie…